Pierwsze początki
Od czasów szkoły – jak to młody chłopak – interesowałem się imprezami, ale troszeczkę inaczej, bo od strony technicznej. W pierwszej klasie technikum (i tu ciekawostka, bo na kierunku ochrona środowiska) postanowiłem zorganizować konferencję na temat ochrony środowiska. Niby nic takiego, ale zacząłem dzwonić, pytać, kombinować i poprosiłem o patronat Fundację WWF Polska. Pomysł ten tak się rozwinął, że zajął cały dzień i sami nauczyciele byli pod wrażeniem. Tak mi się to spodobało, że postanowiłem brnąć w temat organizacji dalej, ale trochę poza mury szkoły. Zacząłem pukać do drzwi Urzedu Miasta i różnych organizacji, aż wylądowałem w jednej ze szkół policealnej z propozycją organizacji akcji promocyjnej podczas akcji letniej. Akcja okazała się sukcesem.Finał WOŚP i inne imprezy
Nakręcałem się dalej, chciałem zrobić coś wielkiego. Zacząłem się głowić: jak i skąd wziąć pieniądze. Myślałem sobie: nikt nie zaufa młodemu szalonemu dzieciakowi. Wiedziałem jednak, że jakoś trzeba działać. Wyjąłem więc telefon i zacząłem dzwonić. Zbliżał się listopad, a że działałem w lokalnym sztabie WOŚP, to postanowiłem zrobić Finał. Niestety pierwsze rozczarowanie: miasto nie chce pleneru. Co dalej? Zadzwoniłem do szkoły policealnej i spytałem, czy nie znają jakiegoś lokalu. Lepiej być nie mogło – galeria handlowa, klubo kręgielnia 🙂 Poszło gładko: kilka tysięcy ludzi przez cały dzień, koncerty i konkursy. Czego chcieć więcej? Mnie było mało… Przez kolejny rok zorganizowałem kilka małych imprez i na kolejny Finał WOŚP postanowiłem zmienić lokalizację na większe centrum handlowe. Z większym odzewem, większymi gwiazdami, nieprzespanymi nocami. Lecz niestety praca zaczęła mnie blokować, brałem na siebie za dużo obowiązków. Minął kolejny rok i kolejne akcje – akcje ze stowarzyszeniami, akcje na targach expo, w centrum miasta, imprezach miasta… Zacząłem też prowadzić organizację pozarządową.Pierwszy kryzys
Praca pochłaniała mnie coraz bardziej, zacząłem niestety rezygnować z organizacji, zamykać się na ludzi. Pewnego dnia zadzwonił telefon ze sztabu WOŚP z pytaniem: „Dawid, zbliża się finał. Robimy coś?”. Miałem mały kryzys, odpowiedziałem więc: „Raczej nie, pomyślę”. Odpaliłem potem jednak YouTube, wyszukałem video z finału w centrum handlowym i wróciły mi chęci. Zacząłem dzwonić z pytaniami o zgody na organizację zawodów sportowych. Tak trafiłem na kolegę, który organizował biegi uliczne jako stowarzyszenie. Umówiłem spotkanie, spotkaliśmy się i od słowa do słowa padło magiczne pytanie: „Co tam u ciebie?”. Krótko i prosto z mostu odpowiedziałem, że myślę nad założeniem jakiejś firmy, bo nigdzie nie chcą przyjąć mnie do organizacji imprez. „Niestety nikt nie chcę zaryzykować, może ty byś chciał?”, spytałem. Odpowiedział: „Spoko, odezwij się w styczniu po finale”.Hunters Group sp. z o.o.
W styczniu po udanym finale spotkaliśmy się więc i debatowaliśmy nad tematyką, możliwościami, niszą w naszym regionie i takim cudem 27 stycznia 2015 roku spotkaliśmy się u notariusza. Pięknie? Niestety! Realia biurokracji, brak jednej kreski we wniosku krs, awaria systemu w sądzie i mija luty, my wygrywamy przetarg, lecz nie mamy wpisu do krs… Co teraz? Zadzwonilismy do pierwszego klienta i wytłumaczyliśmy w czym problem. Klient wziął informację na klatę, bez problemu. W końcu nas zarejestrowano. Przez kilka miesięcy udało nam się wygrać kilka kolejnych przetargów, zorganizować pierwsze imprezy promocyjne (np. bieg na orientację po mieście), nawiązać współpracę z różnymi podmiotami (z teatrem, ogrodem zoologicznym, z PKP na udostępnienie dworca itd.). Wkrótce jednak nadszedł okres wakacyjny, co dla nas oznaczało brak przetargów – młoda firma, nikt jej nie zna, więc nikt nie zaufa… – i zleceń. Co robić? Kolejny dół. Lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło: zaczęliśmy kombinować, co zrobić, aby mieć stały obrót, aż postanowiliśmy poszerzyć swoją ofertę o dodatkowe usługi. Konferencje, szkolenia, dystrybucję odzieży sportowej i artykułów sportowych. To był dobry pomysł. Zaczęliśmy działać, rozsyłając ofertę do firm, organizacji i urzędów. Dzięki temu podnieśliśmy się lekko z kryzysu wakacyjnego. Teraz planujemy kolejne imprezy promujące naszą firmę w naszym regionie i miejmy nadzieję, że z dużym skutkiem.Jak wygląda dzień w naszej firmie?
Tu nie ma standardów, bo ich nie lubimy – dlatego też uciekliśmy z korporacji i prac na etacie w różnych firmach, bo to za nudne 🙂 Ale kilka nawyków zostało – codziennie rano zaczynamy dzień od kawy i otwieramy laptopa aby sprawdzić, czy ktoś tak jak my pracuje po nocy i napisał nam jakąś wiadomość. Mimo wszystko staramy się wykorzystać dzień w pełni, ustalamy plany z dnia na dzień w postaci celów do zrealizowania w danym dniu. Nigdy nie przekładamy celów na dzień następny. Jeżeli nie mamy spotkania w danym dniu, to realizujemy nasze cele w harmonogramie od priorytetów – od tych najważniejszych do tych najmniej ważnych. Lecz bywa też tak, że nie mamy czasu usiąść. Jest tak z reguły w czasie imprez, gdzie na terenie imprezy trzeba być o 5 rano, ponieważ trzeba pokazać w którym miejscu ma stać scena i cały sprzęt (wtedy przydałaby się karta stałego klienta na kawę w restauracji z dużym żółtym znakiem M :)) Potem cała koordynacja imprezy. Jeśli impreza odbywa się na terenie całego miasta, to jeździmy z punktu do punktu dogrywając wszystko do perfekcji i w takiej harmonii wybija godzina 22, gdzie przyjeżdża właściciel terenu i odbiera go od nas. Mimo że są to najcięższe dni, to je uwielbiam, bo wtedy czuję, że kocham to co robię.Co dalej?
Gdzie się widzimy za kilka lat? W stacjach telewizyjnych jako specjaliści w naszej dziedzinie! Mimo tego że mamy pod górkę, to nie poddajemy się, a się uczymy – bo jak to mówił Harv Eker: „ludzie sukcesu ciąglę się uczą i rozwijają, ludzie przeciętni uważają, że już wszystko wiedzą”. Niech to będzie puentą tego „opowiadania”. Nieważne jak bardzo jest nam ciężko na początku, ważne aby dążyć do celu nie poddając się i to jest nasz sposób. Codziennie wstajemy więc i podejmujemy wyzwanie, jakim jest realizacją celu, jaki sobie obraliśmy 🙂Dawid Urbanek – Event Manager w firmie Hunters Group – twierdzi, że jest szaleńcem. Często niewyspany, z niebezpiecznymi skłonnościami do pokonywania swoich słabości. Podróżnik, który wyznaje zasadę „czym trudniej, tym ciekawiej”. Człowiek, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych: „Trzeba ściągnąć czołg, łódź podwodną czy f16? – będzie na jutro”. Uwielbia realizować marzenia ludzi, spełnia się w tym co robi i cały czas pracuje nad własnym rozwojem osobistym. www: hunterssport.pl | facebook: fb.com/sporthunters
Prowadzisz własny biznes? Opowiedz nam o nim i pochwal się nim na ifirma.pl.
A może interesują Cię inne ciekawe biznesy, które prezentujemy w ramach cyklu “Biznes od kuchni”?
Podziel się z innymi: