Wczesne początki
Kiedy zastanowiłam się nad tym, co doprowadziło mnie do zajęcia się projektowaniem graficznym i finalnie do założenia własnej firmy, zdałam sobie sprawę, że od dzieciństwa wiedziałam, co będę robiła, kiedy dorosnę. Potrzebowałam tylko to nazwać i wprowadzić w czyn. Jako mała dziewczynka zwracałam uwagę na szyldy reklamowe, komentowałam, które są ładne, a które trzeba zrobić inaczej. Już w szkole podstawowej na Amidze składałam z pikseli pierwsze obrazki. W szkole rysowałam, chciałam zdawać do liceum plastycznego, ale moi pragmatyczni rodzice doradzili, żebym lepiej dała sobie spokój z branżą artystyczną. Od początku zupełnie nieartystycznych studiów zaczęłam zawzięcie uczyć się obsługi programów graficznych. Otarłam się później o agencje reklamowe, poznałam ich modus operandi i stwierdziłam, że nie ma mowy! Absolutnie nie chciałam w ten sposób pracować. Chciałam być blisko klientów i małych firm, które czują się niepewnie na gruncie graficznym i bardziej niż strategii marketingowej na 20 najbliższych lat potrzebują zwyczajnej porady, impulsu do zmiany lub realnej oceny swoich potrzeb w zakresie projektowania graficznego.Wszystko i dużo
W początkowym okresie budowania portfolio wykonywałam nie tylko projekty graficzne, ale także kodowałam strony internetowe. Było to częściowo związane z obawą o to, czy uda mi się zdobyć wystarczająco dużo zleceń na grafikę, częściowo odpowiadałam na potrzeby licznych znajomych, którzy prosili o wykonanie dla nich prostej strony. A proste strony, jak wiadomo, są takie tylko z nazwy, więc ta dodatkowa działalność w niektórych okresach stawała się główną. Wydawało mi się też wtedy, że powinnam godzić się na wszystkie warunki, bo odmowa jest równoznaczna z pozostawieniem leżących na ziemi pieniędzy. Pracowałam więc bardzo dużo i bardzo nieefektywnie. Dzisiaj już tak nie myślę. Nic nie jest warte kilku zarwanych nocy pod rząd, ciągłego stresu, podsycanego jeszcze przez mój perfekcjonizm. Nauczyłam się wybierać satysfakcjonujące mnie zlecenia, a zagadnienia, które mnie nie interesują, zostawiam bez żalu. Często polecam klientom innych grafików, którzy z radością zajmą się pracą dla nich. Sama najchętniej projektuję logo i materiały przeznaczone do druku. Ostatnio coraz więcej rysuję. Z kodowania stron internetowych zrezygnowałam, kiedy doszłam do wniosku, że śledzenie trendów w programowaniu i grafice to zbyt wiele, by utrzymać w obu dziedzinach najwyższy poziom usług.Czary-mary – jest klient!
Oczywiście, gdybym rozpoczęła działalność od zera, bez zbudowanej wcześniej bazy klientów, bez portfolio (do którego z oczywistych względów nie można włączyć projektów stworzonych na etacie w agencji), na pewno ilość nieprzespanych nocy na początku prowadzenia firmy doprowadziłaby mnie do skrajnego wycieńczenia. Pracując ciągle na etacie, zbierałam powoli klientów, budowałam portfolio. Pracowałam czasem późnym wieczorem i nocą, żeby zdążyć wykonać wszystkie projekty. Miałam ciągle przed oczyma wizję własnej firmy, co pozwoliło mi przetrwać okresy wzmożonej aktywności, które bywały trudne. Portfolio online zdobywało też powoli coraz większe uznanie Google, aż w końcu strona wypozycjonowała się na tyle, że byłam w stanie w momencie założenia firmy bez trudu zdobywać klientów wprost z wyszukiwarki. Ta ostatnia uwaga jest o tyle istotna dla niezdecydowanych i planujących start w biznesie w niedługim czasie, że wcześniejsze posiadanie witryny z unikalną i wartościową treścią, pomimo ciągłych zmian algorytmów wyszukiwarek, zapewni solidną podstawę dla pozycjonowania. Po rozpoczęciu działalności będzie o jedną sprawę do załatwienia mniej, a to na początkowym etapie naprawdę bardzo wiele.
Czy mały znaczy gorszy?
Miałam oczywiście obawy: czy jako osoba prowadząca jednoosobową działalność będę wystarczająco wiarygodna dla swoich klientów, czy nie muszę udawać wielkiej firmy, wynajmować ogromnej przestrzeni biurowej, żeby w ogóle ktoś chciał skorzystać z moich usług? Usiadłam wtedy i zaczęłam się zastanawiać nad tym, co takiego mam do zaoferowania, czego nie może zapewnić wielka firma. Okazało się, że jest tego całkiem sporo! Przede wszystkim fakt, że każdym projektem zajmuję się osobiście, sprawia, że jestem w stanie o wiele lepiej poznać oczekiwania klientów, zrozumieć najpierw ich jako właścicieli firm, którzy są bardzo przywiązani do swojej marki, a dopiero potem przeanalizować, jaki przekaz reklamowy chcą i potrzebują wypuścić w świat. Niższe niż w wielkich firmach ceny usług, elastyczność w dostosowaniu oferty do indywidualnych potrzeb każdego klienta to również zalety jednoosobowej działalności, których nie da się przecenić.Do pracy w kapciach
Na temat samozatrudnienia napisano już chyba wszystko. Nie do przecenienia są zalety, jakie ono daje. Jak każdy freelancer długo myślałam o tym, jak powinien wyglądać mój dzień pracy i czy dobrze robię rezygnując z wynajmu biura. Trudno jest oddzielić życie prywatne od zawodowego, jeśli toczą się równolegle na tej samej przestrzeni. Doszłam jednak do wniosku, że najważniejsza jest dyscyplina i… udało się! Przeczytałam gdzieś, że nawet symboliczne wydzielenie przestrzeni “biurowej” wpływa na nasze podejście do pracy i zastosowałam tę metodę. Przy odpowiedniej dozie samodyscypliny byłam w stanie wypracować rytm dnia, który mi odpowiada. Rano odpisuję na wiadomości z poprzedniego dnia, kończę aktualne projekty przed obiadem. Potem już tylko spotkania i sprawy bieżące. Jeśli pracuję po 18, oznacza to, że dzień obfitował w niespodzianki lub miałam więcej spotkań i nieprzewidzianych spraw. Zazwyczaj jednak o 18 wyłączam komputer i każdemu samozatrudnionemu polecam jasne określenie ram czasowych dnia pracy. Zastanawiałam się też, jak to będzie powiedzieć komuś, że nie może przyjść do mnie do biura i porozmawiać, ale nikt się nie dziwi, kiedy mówię, że nie posiadam biura, do którego mogę go zaprosić. Z klientami spotykam się w neutralnych miejscach, dzięki czemu po pierwsze mam okazję zmienić na jakiś czas otoczenie i wstać zza biurka na krótki spacer, a po drugie zauważyłam, że znaczna część klientów czuje się swobodniej przy kawiarnianym stoliku niż w sali konferencyjnej. To pozwala mi na budowanie bardziej partnerskich relacji, na zaistnienie w świadomości klienta jako osoba, a nie bezduszna instytucja.„The best is yet to come”
Co dalej? Zakładam, zgodnie z tekstem cytowanej powyżej piosenki, że najlepsze ciągle przede mną. Zamierzam coraz więcej rysować i wprowadzić usługę audytu graficznego, gdyż z moich obserwacji wynika, że jest bardzo potrzebna. Planuję też rozpoczęcie prowadzenia kursów graficznych.Kinga Szumilas – miała być panią od polskiego, zamiast tego od 2006 roku realizuje się w pracy grafika komputerowego i prowadzi własne studio graficzne. Programy do grafiki wektorowej darzy czcią niemal bałwochwalczą. Projektuje najchętniej identyfikację wizualną dla małych i średnich przedsiębiorstw, doradza w kwestiach związanych z grafiką. kingaszumilas.com | fb.com/kingagrafik | projekt@kingaszumilas.com
A może interesują Cię inne ciekawe biznesy, które prezentujemy w ramach cyklu “Biznes od kuchni”?
Podziel się z innymi: