W tym tekście skoncentrowaliśmy się na “jedenastce” (“15” w ostatecznym brzmieniu Dyrektywy). O tym, jak ACTA 2 wpłynie on na działalność m.in. blogerów zapytaliśmy dr hab. Bogdana Fischera z Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy (jego pełną wypowiedź znajdziesz na końcu artykułu).Przeciwnicy Dyrektywy uważają, że oba sporne artykuły, mimo iż wymierzone przede wszystkim Facebooka i Google, wpłyną również, a może i przede wszystkim na niewielkich wydawców. Giganci (których skądinąd zasadnie powinno się skłonić do partycypowania w kosztach tworzenia treści, na których zarabiają) finansowo będą bowiem w stanie sprostać nowym wymaganiom; podczas gdy maluczkim pozostanie unikanie grząskiego gruntu.
Czego się jednak obawiają, skoro Dyrektywa w swoich założeniach ma jedynie zagwarantować przestrzeganie istniejącego już prawa?
Głównie tego zapisu:
Państwa członkowskie wprowadzają przepisy przewidujące, że twórcy utworów zamieszczanych w publikacjach prasowych otrzymują odpowiednią część przychodów uzyskiwanych przez wydawców prasy z tytułu korzystania z ich publikacji prasowych przez dostawców usług społeczeństwa informacyjnego.
… bo mimo że Dyrektywa nie dotyczy “pojedynczych słów lub bardzo krótkich fragmentów publikacji prasowej”, to jej wyłączenie dotyczy tylko i wyłącznie “zwykłych” internautów…
Prawa określone w akapicie pierwszym nie mają zastosowania do prywatnych i niekomercyjnych sposobów korzystania z publikacji prasowych przez użytkowników indywidualnych.
Blogerzy i serwisy internetowe, zarabiający na współpracy z markami, w sieciach afiliacyjnych, programach partnerskich lub/i reklamach AdSense, powinni więc zadbać o przestrzeganie prawa, a więc – zgodnie z Dyrektywą – płacić innym wydawcom za to, że korzystają z ich dzieł. I znowu? Cóż w tym takiego dziwnego, skoro bezprawne korzystanie z cudzych dzieł nigdy nie było ani legalne ani w porządku?
Wątpliwości wywołują ogólne sformułowanie zastosowane przez autorów Dyrektywy. O ile bowiem można się domyślać, że Google i Facebook ustalą szczegóły z koncernami takimi jak Axel Springer. Dojdą do porozumienia z organizacjami zrzeszającymi właścicieli praw autorskich (takie jak polski ZAiKS) i w końcu wypracują sprawne procedury. To mali wydawcy i blogerzy, którzy działają komercyjnie, ale pozostają niezależni, mogą w ogóle nie zasiąść do takich rozmów. Dla żadnej ze stron nie będą bowiem na tyle ważnymi partnerami.
Co więcej, jeśli to “państwa członkowskie” mają zagwarantować twórcom udział w przychodach generowanych przez platformy online, nie wiadomo, jak będzie wyglądała możliwość udzielenia Google czy Facebookowi bezpłatnej licencji. I znowu, największe media mają skalę, która pozwoli im przetrwać bez dodatkowych zasięgów; dla mniejszych może się to jednak skończyć boleśnie. Wielcy twierdzą, że Google News odbiera im zyski, powstrzymując internautów przed wejściem na ich strony, ale mniejsi – mówią coś dokładnie przeciwnego.
Zagrożenia związane z ACTA 2
Przeciwnicy zmian w ich obecnym kształcie obawiają się więc oligarchizacji internetu. Tego, że o jego kształcie będą decydowały – tak jak dzieje się to w “starych” mediach – jedynie największe organizacje, bo próg wejścia dla małych będzie zbyt już duży. Nie chodzi więc o to, że linki zostaną opodatkowane – takiego pomysłu nigdy nie było. Mniejsi wydawcy obawiają się: po pierwsze braku zasięgowej dźwigni, którą stanowią agregatory i social media; a po drugie – ryzyka, które pojawi się w przypadku cytowania informacji pochodzących z innych mediów. Dyrektywa nie wyłącza co prawda np. prawa cytatu, ale zapis o “bardzo krótkich fragmentach” trudno uznać za konkretny. Z cytatami, a zwłaszcza z pastiszami i parodiami sprawy nie zawsze są zero-jedynkowe, a każdorazowy spór na tym tle oznacza dodatkowe koszty.
ACTA 2 – OPINIA EKSPERTA
dr hab. Bogdan Fischer, Partner, Radca Prawny w Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy:
Podstawowe założenie prawa autorskiego, istniejące jeszcze przed Dyrektywą, jest takie, że wykorzystanie czyichś utworów lub ich części wymaga zezwolenia zainteresowanych podmiotów praw autorskich (monopol autorski). Warto jednak pamiętać, że jest określony margines wyjątków wynikający z dozwolonego użytku.
Dyrektywa przewiduje dla wydawców prasy odrębne od praw autorskich prawa pokrewne, umożliwiając ochronę poniesionych przez nich kosztów na stworzenie i rozpowszechnienie utworu. Pozwala to na rozliczanie się platform z wydawcami za przytaczanie materiałów w całości lub części, do których nie mają praw. Dyrektywa swoją uwagę skupia na podmiotach, których głównym celem działalności jest przechowywanie, organizowanie i promowanie zarobkowe dużej liczby utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną praw autorskich, publikowanych przez ich użytkowników (czynności z zakresu podawania do wiadomości lub publicznego udostępniania).
Wyodrębniono duże platformy (np. Facebook) i agregatory treści (np. Google News) oraz nowopowstałe i mniejsze przedsiębiorstwa, dla których przewidziano odmienny system rozliczania – tzw. luki wartości.
Dyrektywa nie zmienia obecnie znanych form dozwolonego użytku. Oznacza to, że użytkownik nadal będzie mógł tworzyć memy, gify lub linkować do interesujących stron. Dotychczas podmioty te pośrednicząc w przekazywaniu nie odpowiadały za treści rozpowszechniane przez użytkowników. Ich działania były aktywowane zgłoszeniem naruszenia przez uprawnionego. Pod rządami Dyrektywy już będą odpowiadać. Nie mając umowy licencyjnej dotyczącej treści ryzykują więc poniesieniem odpowiedzialności za content dodany przez inne osoby i podmioty.
Czy art. 11 będzie dotyczył np. blogerów, którzy zarabiają na swoim blogu? Będą musieli zawierać umowy na wykorzystanie tzw. snippetów?
Blogerzy zarówno wcześniej, jak i obecnie powinni publikować treści z poszanowaniem praw autorskich, w tym aspekcie Dyrektywa nic dla nich nie zmienia. Będą nadal mogli wykorzystywać na dotychczasowych zasadach „snippety” rozumiane jako bardzo krótkie materiały, będące odnośnikami do materiałów objętych prawem autorskim. Postawiono więc akcent nie na krótką, ale bardzo krótką treść, a nawet pojedyncze słowa.
Jak art. 11 wpłynie na data journalism?
Dyrektywa wprowadziła złagodzenia i wyłączenia odnośnie badań prowadzonych przez instytucje naukowe, natomiast nie zaostrzyła warunków w stosunku do dotychczasowych zasad prawa autorskiego. Są to więc nowe wyjątki, a nie wyłączenie dotychczasowych. Eksploracja tekstów i danych (data journalism) może być prowadzona w odniesieniu do samych faktów lub danych, które nie są chronione prawami autorskimi i w takich przypadkach zezwolenie nie jest wymagane. Jeśli natomiast dochodzi do działań na polach eksploatacji objętych ochroną prawa autorskiego, np. zwielokrotniania, to ograniczenia pozostają aktualne i wymagają odpowiedniej licencji.
Jak wpłynie na dziennikarstwo obywatelskie?
Dyrektywa ACTA 2 nie wpłynie na dziennikarstwo obywatelskie, bo dokument ten wyłącza tzw. treści wygenerowane przez użytkownika i w konsekwencji dopuszczalna jest krytyka, recenzowanie, stosowanie cytatów (w tym zdjęć, grafik itd.), karykatur, pastiszu czy parodii. Głównym założeniem jest przeciwdziałanie komercjalizacji i monetyzacji materiałów wydawców. W tym przypadku to nie zachodzi.