Z domeny publicznej na co dzień korzystają miliony osób. I to całkowicie nieświadomie – cytując wiersze znanych poetów, kopiując obrazy słynnych malarzy czy nagrywając aranżację ulubionej, filmowej melodii. Mawia się, że domena publiczna to mechanizm obronny, który gwarantuje dostępność ludzkości do surowca w postaci kultury, pozwalając jednocześnie na jej dalszy rozwój. Czy ten dostęp jest rzeczywiście nieograniczony? I czym tak naprawdę jest domena publiczna?
Domena publiczna – co to?
Ten, nieco patetyczny wstęp, do którego bardzo często odwołują się teoretycy, nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czym tak naprawdę jest domena publiczna. Akty prawa materialnego nie zawierają definicji legalnej tego pojęcia, dlatego prawnicy przyjmują, że:
W praktyce ochrony tej nie stosuje się do dwóch grup utworów. Do pierwszej z nich należą te treści, którym w rozumieniu przepisów prawa autorskiego nie może zostać przyznana stosowna ochrona. Zalicza się do nich:
- akty normatywne i ich urzędowe projekty – chodzi o wszelkiego rodzaju akty prawa powszechnie obowiązującego,
- dokumenty urzędowe oraz materiały, znaki i symbole – mogą to być na przykład decyzje administracyjne, wyroki sądowe,
- opublikowane opisy patentowe lub ochronne zgłoszone na gruncie prawa własności przemysłowej,
- proste informacje prasowe.
Dlaczego wybór padł akurat na te dobra niematerialne? W przypadku aktów prawa odpowiedź jest prosta. Każdy obywatel powinien mieć możliwość zapoznania się z obowiązującymi przepisami prawa, do których przecież ma obowiązek się stosować. Oczywiście nie musi to oznaczać, że przepisy są tworzone w sposób powszechnie zrozumiały. Pozostała część katalogu dotyczy informacji, które mogą potencjalnie dotyczyć każdego z nas lub zostały stworzone przez administrację państwową albo samorządową.
Istnieje jeszcze druga przesłanka, która pozwala na przejście utworu do domeny publicznej, a jest nią wygaśnięcie praw autorskich. Ochrona prawna przewidziana w prawie autorskim ustaje z upływem 70 lat po śmierci twórcy lub ostatniego współautora. Tak twierdzi teoria, a co na to praktyka?
Domena publiczna a prawo autorskie
Otóż w praktyce wielu twórcom zależy na tym, aby wprowadzić w błąd opinię publiczną co do rzeczywistych uprawnień, ponieważ wiąże się to z ciągłością ochrony prawnoautorskie, a co za tym idzie, także możliwości dalszego czerpania zysków z rozpowszechniania utworu. W końcu nikt dobrowolnie nie pozbędzie się kury, która znosi przysłowiowe, złote jaja, prawda?
Do tego wszystkiego dochodzą także problemy w ustaleniu tego, kto jest twórcą danego utworu, ile miał on twórców, a wreszcie, czy w ogóle mamy do czynienia z oryginałem, a nie jedynie z odtwórczą kopią. Przedstawiciele prawniczej doktryny podnoszą, że coś, co powinno być w teorii proste, w praktyce często okazuje się niewykonalne.
Domena publiczna – czy termin 70 lat jest uniwersalny?
Okazuje się, że ustawowy termin nie zawsze liczymy w ten sam sposób. Na przykład do domeny publicznej w muzyce nie należą opracowania danych utworów. Co to oznacza? W praktyce tyle, że możemy na firmowym przyjęciu świątecznym odtworzyć np. legendarne Last Christmas, ale jedynie w oryginale. Jakiekolwiek przeróbki i aranżacje będą chronione według standardowej procedury.
W filmie domena publiczna wygląda jeszcze ciekawiej, ponieważ siedemdziesięcioletni termin liczony jest od śmierci… głównego reżysera, autora scenariusza lub dialogów albo kompozytora muzyki. Zależy, który z nich zmarł jako ostatni.
W przypadku książek w domenie publicznej należy zwrócić uwagę na to, czy wykorzystana przez nas opracowanie na pewno jest pierwowzorem (dotyczy to zwłaszcza utworów przełożonych z obcego języka). W tym przypadku termin liczymy od śmierci tłumacza. Mało tego, wielu twórców chcąc „obejść istniejące przepisy”, rejestruje wybrane elementy dzieła, jako np. znaki towarowe. Tak zrobili np. spadkobiercy autora „Małego Księcia”, rejestrując m.in. postać „Lisa” oraz „Róży”.
Pamiętajmy, że sam upływ czasu przy ocenie wygaśnięcia praw autorskich może wprowadzać w błąd. Domena publiczna z każdy rokiem się powiększa, ale nie oznacza to, że wszystko, co „stare” musi się w niej automatycznie znaleźć.